naturalne, jesli sie nale¿y do tej rodziny. Nick oparł sie o
furgonetke. Twardziel usiadł u jego stóp i podniósł do góry łeb, domagajac sie głaskania. Nick pogłaskał kundla. - Tak, cała ta sprawa z wujem Fentonem i jego dziecmi powinna była zostac rozwiazana, zanim wszedłem do zarzadu - stwierdził Alex. - Ojciec poradził sobie z bratem, ale zdaje sie, ¿e dzieci Fentona ju¿ o tym zapomniały. W ka¿dym razie Cherise zapomniała. Ona sie najbardziej rzuca. Prawdopodobnie z powodu swojego cholernego me¿a. Kaznodzieja. Chryste Panie. To wszystko stare dzieje. Pieprzone stare sprawy. Nie powinno sie do tego wracac. - Ojciec poradził sobie z Fentonem w taki sposób, w jaki załatwiał ka¿dego. - Nick zapamietał ojca jako tyrana. Jesli jakikolwiek człowiek zasłu¿ył sobie kiedys na miano bezwzglednego drania, to na pewno był to Samuel Jonathan Cahill. - Po swojemu. Koniec, kropka. - To bez znaczenia. Chodzi o to, ¿e Fenton dostał zapłate za swój udział w korporacji lata temu. Koniec historii. Cherise i Monty moga sami o siebie zadbac. Mam dosc własnych problemów. Nick słyszał te słowa, odkad siegał pamiecia. Miał ju¿ tego serdecznie dosc, ale nie mógł sie powstrzymac, by nie odegrac roli adwokata diabła, zwłaszcza gdy w gre wchodził jego brat. - W koncu to nie ich wina, ¿e zostali wyłaczeni z gry. Oboje mieli nadzieje, ¿e zostana milionerami, ale ich cholerny tatus wszystko przepuscił. - Ja ich o nic nie obwiniam! Szczerze mówiac, guzik mnie oboje obchodza. Monty nie przepracował w całym swoim ¿yciu ani jednego dnia, a Cherise zajmowała sie niemal wyłacznie kolekcjonowaniem me¿ów, zanim jej nie odbiło na 26 punkcie wiary. Naprawde próbowałem jej pomóc, znalazłem jej nawet tego obecnego kaznodzieje, a do tego jeszcze prace. Bo¿e, jaka to wszystko w koncu okazało sie katastrofa! - wysapał Alex gniewnie. - Mniejsza z tym. Marze tylko o jednym - ¿eby Cherise i Montgomery zeszli mi w koncu z oczu. Raz na zawsze. - Jednym haustem wychylił resztke piwa i z odraza wytarł usta. - Chryste, to para pijawek. Pijawek ¿adnych krwi. - Alex wyszedł z kału¿y i oparł sie o błotnik dodge'a. - A jesli czuja sie oszukani, to ju¿, jak to sie mówi, ich problem. - Alex nie odczuwał najl¿ejszych wyrzutów sumienia. - Troche tu za zimno i za mokro, ¿eby stac i rozprawiac na ich temat. Stanowia tylko drobna niedogodnosc, z która trzeba sie szybko uporac i isc dalej. - Oni sa pewnie innego zdania. - Wiec maja pecha. Poza tym, to nie z ich powodu do ciebie przyjechałem. - Wiem. Przyjechałes z powodu Marli. - Czesciowo. - Alex spojrzał mu prosto w oczy. - W koncu dochodzimy do sedna - powiedział Nick. Wzmagajacy sie wiatr hulał po parkingu. - Zgadza sie - odparł Alex ze smiertelna powaga. Jak zawsze, kiedy chodziło o interesy. - Cahill Limited potrzebuje zastrzyku swie¿ej krwi. - Albo kulki w łeb.