Alexandra zerknęła na hrabiego z ukosa, po czym rozerwała papier. Ujrzała suknię w
kolorze ciemnego burgunda, ozdobioną koronką i perłowymi koralikami. - Podoba ci się? Uniosła ją do światła. - Oczywiście. Wiedziałeś, że mi się spodoba. Jest piękna. - Włożysz ją? - Jest bardzo wytworna. Urządzisz przyjęcie w piwnicy czy wyślesz mnie do opery? - Omal się nie uśmiechnęła na widok jego zirytowanej miny. Niech dla odmiany on się trochę pozłości. Przez niego ostatni tydzień spędziła w piwnicy. - Rose chce, żebyś była obecna na ogłoszeniu zaręczyn. - Powoli wyciągnął rękę i odgarnął jej włosy z czoła. - Ja też. Zadrżała. - A jak wyjaśnisz pani Delacroix moje nagłe pojawienie się? Wzruszył ramionami. - Coś wymyślę. - Uważaj, bo nie pozwolę, żebyś znowu mnie zamknął - ostrzegła, próbując wyczytać sekrety z jego oczu. - Wiem. Mam nadzieję, że nie będę musiał. Objął ją i pocałował tak mocno, że chwyciła go za szyję, żeby zachować równowagę. Nie przypuszczała, żeby się poddał, ale nie wierzyła również, że wymyślił sposób, jak odwieść ją od wyjazdu. Chętnie spędziłaby z nim resztę życia, ale po prostu nie mogła mieszkać w Londynie. Zbyt wielu ludzi jej tu nie chciało. Przyjęcie nazwiska wpływowego earla Kilcairn Abbey i jego opieki też nie wchodziło w grę ze względu na nią samą oraz na pamięć jej dumnych i niezależnych rodziców. - Funta za twoje myśli - powiedział Lucien cicho. Uśmiechnęła się blado. - Nie są tyle warte. Nie musisz przygotować się do kolacji? Wypuścił ją z objęć i zmarszczył brwi. - Owszem, ale przedtem podwoję lub potroję twoją straż, ukochana. Nie będzie żadnych niespodzianek oprócz tych, które zaplanowałem. Wyglądał na tak przejętego, że nie zdołała powstrzymać się od śmiechu. - Zapewniam cię, że nigdzie się stąd nie ruszę. Słowo. Robisz dzisiaj dobry uczynek, Lucienie. Rose jest bardzo szczęśliwa. - I okazuje to wszem i wobec. - Posławszy jej ostatnie spojrzenie, ruszył do drzwi. - Nazywa mnie swoim bohaterem, wyobrażasz sobie. - Pytanie brzmi, czy lubisz być bohaterem? Zatrzymał się w progu. - Nie mów nikomu, bo to kompletnie zniszczy moją reputację, ale tak. - Uśmiechnął się jak uczeń, który właśnie spłatał figla. - Chyba tak. Wrócę po ciebie za parę godzin. Opadła na łóżko. - Będę czekać. Szekspir rozszczekał się kilka minut po siódmej. Choć nie wiedziała, na którą zaproszono gości, wystroiła się w piękną nową suknię i przystąpiła do układania włosów. Ze zdenerwowania drżały jej ręce. Czuła, że Lucien coś przed nią ukrywa. Domyślała się jedynie, że chodzi o panią Delacroix, ale nie miała pojęcia, jak Kilcairn wybrnie z kłopotliwej sytuacji. Zresztą po dzisiejszym wieczorze już nie będzie się obawiał, że zostanie zmuszony do małżeństwa z Rose. A gdy sobie uświadomi, że nic nie wskóra, trzymając ją w piwnicy, pozwoli jej wyjechać. Wtedy ona zniknie na dobre. W pewnym momencie rozległ się szczęk odsuwanej zasuwy. Thompkinson wziął Szekspira na ręce z wprawą, której nabrał przez ostatni tydzień, po czym spojrzał na nią i stanął jak wryty. - Dobrze się czujesz? - spytała zdziwiona i rozbawiona jednocześnie. - Ja... tak... panno... Gallant. Tylko że wygląda pani... bardzo ładnie. Alexandra dygnęła.