sufit, gdzie nad wolno obracającym się wiatraczkiem bzyczała mucha, czekała, aż ojciec otworzy drzwi swojego

  • Mirołada

sufit, gdzie nad wolno obracającym się wiatraczkiem bzyczała mucha, czekała, aż ojciec otworzy drzwi swojego

27 February 2021 by Mirołada

pokoju, i usłyszała jego ciężkie, nierówne kroki na tylnej klatce schodowej. Gdy tylko upewniła się, że ojciec nie wraca, wyciągnęła teczki i usiadła na swoim ulubionym krześle - tym samym, na którym kiedyś matka siedziała wraz z nią i czytała jej wierszyki. Ale nie chciała jeszcze myśleć o Jasmine Cole ani o tym, jak umarła. Miała dość czasu, żeby rozpamiętywać mgliste obrazy kobiety, która wydała ją na świat, kobiety, której nawet nie zdążyła dobrze poznać. Skoncentrowała się na swoim zadaniu i otworzyła pierwszą teczkę, oznaczoną imieniem i nazwiskiem córki. Rozczarowało ją, że teczka była cienka i zawierała tylko akt urodzenia oraz akt zgonu. Dopadło ją rozgoryczenie. Poczuła piekące łzy w oczach. Oglądała już kopie tych dokumentów niezliczoną liczbę razy. A czego się spodziewałaś, dokuczał jej sfrustrowany umysł. Zdjęć? Nazwisk przybranych rodziców Elizabeth? Świadectw i raportów ze szkoły, do której chodziła? Jej pierwszych niezdarnych prób malowania paluszkiem? No, czego? Mocno przygryzła wargę i powiedziała sobie, że nie może się poddawać. To była tylko mała przeszkoda, i skoro jej pierwsze próby poznania prawdy poprzez włamanie nie odniosły skutku, będzie próbowała dalej. Otworzyła drugą teczkę, z napisem SMITH, NEVADA. Był w niej plik dokumentów i biorąc je do ręki, Shelby czuła się tak, jakby wkraczała na czyjś prywatny teren. Akt urodzenia na nazwisko Nevada Evans Smith, dokumentacja medyczna, świadectwa szkolne i wojskowe, a także historia jego wykroczeń z młodości i raport prywatnego detektywa na jego temat i jego rodziców - ojca pijaka i matki, która uciekła z domu. Shelby dygotała z niepokoju, przeglądając kolejne strony. Obejrzała się nawet za siebie, jakby w obawie, że zaraz pojawi się tu Nevada i przyłapie ją na wścibianiu nosa w jego życie prywatne. Wiedziała, że to niemądre uczucie. Oczywiście była sama w pokoju i, słysząc jak obracają się nad nią łopatki wentylatora, a mucha odbija się od szyby, oparła się na krześle i zaczęła czytać o mężczyźnie, którego kiedyś kochała, chociaż ledwo go znała, o mężczyźnie, który prawdopodobnie był ojcem jej jedynego dziecka. Na wszelki wypadek odpukała w pobliski stół, chociaż Nevada z pewnością był ojcem Elizabeth. Po prostu musiał nim być. Nawet nie brała pod uwagę innej możliwości. Na sam koniec zostawiła sobie teczkę, na której wypisano dużymi literami jej nazwisko i imię. Caleb Swaggert wygląda jak śmierć na chorągwi, pomyślała Katrina, zatrzymując się przy wejściu do sali 84 szpitalnej, na której leżał. Stukot jej wysokich obcasów przestał rozbrzmiewać urywanym staccato na korytarzach Szpitala Naszej Matki Boskiej Bolesnej. Nie porozmawiała z nikim z personelu, tylko wkroczyła na salę, jakby gdyby nigdy nic. Caleb leżał na szpitalnym łóżku, które było zabezpieczone sterylnymi, metalowymi poręczami. Był chudy jak szkielet, skórę miał bladą i obwisłą, a jego czaszkę oblepiało tylko kilka siwych kosmyków. Jego brązowe oczy tak pociemniały, że wydawały się czarne, i były mocno zapadnięte. Nawet ich nie mrużył, patrząc na telewizor - na ekranie jakiś telekaznodzieja żarliwie rozwodził się o zapłacie za grzech. Caleb był podłączony do aparatury rozmaitymi rurkami i przewodami i sprawiał wrażenie kogoś, kto jest jedną nogą w grobie. Jednak jego kiepski stan zdrowia nie był dla Katriny zaskoczeniem. Zaszokowała ją raczej wielka liczba religijnych wizerunków. Trzy nowe Biblie na stoliku przy jego łóżku, kilkadziesiąt przyczepionych do ściany obrazków Jezusa i świętej Marii, figurki Chrystusa stłoczone na okiennym parapecie i na stole, gdzie znajdowały się nie tylko jego grzebień, pudełko chusteczek higienicznych, szklanka z wodą i elektryczna maszynka do golenia, ale także miniaturowa szopka bożonarodzeniowa, chociaż do świąt było jeszcze z pół roku. Diabeł z pewnością nie miał tu na co liczyć. W pewnym sensie było to niesamowite. Co do Caleba, właściwie był u progu śmierci. Jeśli Katrina chciała przeprowadzić wywiad, a bardzo jej na nim zależało, to musiała się pośpieszyć, żeby nie ubiegła jej kostucha. - Pan Swaggert? - zagadnęła, budząc w nim popłoch. Podskoczył, a monitor nad jego głową na chwilę zwariował. Swaggert odwrócił wychudzoną twarz do gościa. - Nazywam się Katrina Nedelesky. - Powoli szła w kierunku łóżka, jakby starała się podejść bojaźliwego źrebaka. Jakby ten staruszek miał siłę uciekać. Zmusiła się do uśmiechu. Miała nadzieję, że wygląda choć trochę przekonująco. - Pamięta pan? Z magazynu „Lone Star”. Na moment zmarszczył upstrzone plamkami czoło, ale zaraz przypomniał sobie, o co chodzi. - Czy dostał pan umowę, którą panu wysłałam? - zapytała, podchodząc bliżej do łóżka i próbując nie okazywać obrzydzenia na widok jego kościstego ciała. W gruncie rzeczy nie spodziewała się, żeby wiele pamiętał. Ten facet ledwo był przytomny. Miała jednak nadzieję, że uda mu się odtworzyć przebieg wydarzeń tej nocy, kiedy zastrzelono Ramóna Estevana.

Posted in: Bez kategorii Tagged: christian grey, prowadząca top model, żona kalisza,

Najczęściej czytane:

spodziewali się królewskiego przyjęcia? Tymczasem była tu jedynie ona, a w dodatku huśtała się leniwie na swojej uprzęży jakieś dziesięć metrów nad ich głowami. ...

Czego mogli tu szukać? - Panno Dexter? - zawołał urzędnik, a Tammy aż ściąg¬nęła brwi ze zdumienia. Nazywała się Dexter. Przyjechali tu do niej? ... [Read more...]

o telefonu, rzuca ją na blat kuchenny i siada, zakrywając dłonią usta. Była wyraźnie zdenerwowana. - Lila? Odwróciła się, spoglądając na niego szeroko otwartymi ze strachu oczami. Przyłożyła rękę do piersi. - Nie słyszałam, jak wchodziłeś. Myślałam, że jeszcze przez kilka godzin będziesz w fabryce. Jakieś nowiny? - To ty mi powiedz. - Słucham? Skinął głową w kierunku telefonu. - Rozmawiałaś z Chrisem, prawda? Lila otworzyła usta, jak gdyby chciała coś powiedzieć, ale zamknęła je bez słowa, po czym opuściła głowę i zaczęła płakać. - Och, George, zrobiłam coś strasznego. George przemierzył pomieszczenie tak szybko, jak pozwalały mu na to jego krótkie nogi i wziął ją w ramiona, - No, no, kochanie, tylko nie płacz. Opowiedz mi o wszystkim. I Lila zrobiła to, o co prosił, zaczynając od pierwszego spotkania z Chrisem. - Było to w kabinie prysznicowej w damskiej łazience w klubie sportowym. Zapewne część mojego podniecenia wynikała z niebezpieczeństwa, że ktoś nas przyłapie. Po prostu chyba straciłam głowę, wiesz? George potrafił to zrozumieć. Sam tracił głowę zawsze, gdy patrzył na żonę. Lila nie zataiła niczego. Niektóre szczegóły były dla niego tak bolesne, że wywoływały jęk rozpaczy. Zachęcał jednak żonę do kontynuowania opowieści o znajomości z Chrisem, aż do ostatniej rozmowy telefonicznej, którą częściowo podsłuchał. - Jeśli nie spełnię jego żądania, stracisz pracę. Słyszałam, że niektórym dyrektorom i kierownikom grożą procesy kryminalne. Tobie też, George, zwłaszcza jeśli Hoyle'owie zrzucą całą winę na ciebie. Mogą cię wsadzić do więzienia. - Z jej oczu zaczęły znowu tryskać łzy. - Przepraszam, George. To wszystko moja wina. Tak mi przykro. Czy potrafisz po tym wszystkim nadal mnie kochać? Kochać ją? George uwielbiał Lilę. Była jego słońcem i księżycem, powietrzem, którym oddychał. - Nie winię cię za nic, kochanie - powtarzał raz po raz, tuląc ją do siebie, całując jej usta, wilgotne od łez oczy i mokre policzki. Nie pozwoli, żeby Lila poszła w poniedziałek do biura szeryfa. Nie chciał, żeby wszyscy w mieście się dowiedzieli, że Chris Hoyle pieprzył jego żonę. George nie zniósłby takiego upokorzenia, zwłaszcza że i tak większość ludzi spoglądała na niego z drwiną. Nie winił Lili za niewierność. Musiała z nim żyć, a dla tak pełnej życia, pięknej młodej kobiety ich małżeństwo nie mogło być fascynujące. Chris dostarczył jej dreszczyku emocji, którego nie mógł ofiarować George. O nie, to nie Lilę, ale Chrisa obwiniał o wszystko. I to Chris musiał zostać ukarany. 32 Sayre obudził dźwięk lecącej z kranu wody, dochodzący z łazienki Becka. Przysnęła na sofie w dużym pokoju. Położyła się tam, by trochę odpocząć, ale najwyraźniej zmorzył ją sen. Wiedząc, ...

że Beck już się obudził, wstała i po omacku ruszyła przez ciemny pokój w kierunku kuchni. Gdy pojawiła się w jego sypialni, niosąc tackę z jedzeniem, Beck właśnie wychodził z łazienki, z ręcznikiem owiniętym wokół bioder i mokrymi włosami. - Brałeś prysznic? - spytała zaskoczona. - Obudziłem się w kałuży własnego potu. Spojrzała na wiatrak pod sufitem, który wciąż pracował pełną parą. - Powinnam ustawić termostat na nieco niższą temperaturę - powiedziała. - To nie to. Miałem sen. Postawiła tackę na otomanie naprzeciwko dwuosobowej kanapy, ustawionej na skos w rogu pokoju. - Co ci się stało? - spytała, a gdy Beck nie odpowiedział, spojrzała na niego przez ramię. - Nie pamiętam. - Trzymasz się całkiem prosto. Jak się czujesz? - Gorący prysznic trochę mi pomógł. Dlaczego światło jest zgaszone? - Po wschodzie słońca opuściłam żaluzje i przerzuciłam się na świeczki. W ten sposób dla kogoś z zewnątrz dom będzie wyglądał na opustoszały. - Dobry pomysł, - Beck zgasił światło w łazience. Sayre zapaliła świeczkę stojącą na tacce. - Przygotowałam ci kolację. Jest zupa pomidorowa, ser i krakersy - Nie powinnaś dla mnie gotować, ale jestem zbyt głodny, żeby cię za to skarcić. Beck usiadł na kanapie, skromnie wsuwając ręcznik pomiędzy uda. Postawił tackę na kolanach. Sayre przycupnęła na podnóżku. Beck chwycił łyżkę i zanurzył ją w zupie, potem jednak nagle przypomniał sobie o dobrych manierach. - Jadłaś już coś? - zapytał. - Jakiś czas temu. Upił nieco zupy i zagryzł żółtym serem. - Jak się miewa Frito? - Posilił się jajecznicą z boczkiem i teraz zażywa odpoczynku. - Boczek? Dziękuję bardzo. Teraz już nigdy nie wystarczy mu zwykła jajecznica. - Zasłużył sobie na szczególne traktowanie. Pilnował cię przez całe popołudnie. Beck przestał jeść i spojrzał na nią. - Najwyraźniej ty również. Nagle pokój zrobił się zbyt ciemny i cichy, a Beck zbyt nagi. Sayre wstała szybko i pomimo jego protestów ściągnęła wilgotną pościel z łóżka, i wymieniła ją na nową. Zanim skończyła, Beck popijał już posiłek szklanką mleka. Odniosła tackę do kuchni i wróciła stamtąd z kilkoma czekoladkami. - Pomyślałam, że może będziesz miał ochotę na coś słodkiego. - Dzięki. - Odwinął czekoladkę ze sreberka i wrzucił do ust. - Co miałaś na myśli, mówiąc mi, że Chris nie jest moim przyjacielem? A może to tylko moja wyobraźnia? Usiadła przy nim na kanapie. - Nie. Powiedziałam to rzeczywiście. Kiedy cię bito, stał z boku i nie zrobił nic, żeby ci pomóc. - Nie mógł zrobić zbyt wiele, Sayre. - Bzdura - rzuciła gniewnie. - Nawet jeśli sam nie chciał się angażować w bójkę, nie powinien powstrzymywać Freda Decluette'a, który chciał przyjść ci z pomocą. Widziałam, jak zatrzymał go na miejscu. - Sam zgłosiłem się na ochotnika do rozmowy z Luce Daly. Chris mi to odradzał. Powiedział, że powinienem zaczekać na posiłki, które przybędą z Rudym. Zapewne pomyślał, że dostałem to, o co prosiłem. Próbowałem zrobić z siebie bohatera. Wyjaśnienia Becka nie zmieniły jej opinii. Być może tkwiło w nich ziarno prawdy, ale widziała wyraz twarzy Chrisa i nie było to zaniepokojone oblicze kogoś, kto patrzy, jak tłum znęca się nad jego przyjacielem. - Gdyby to on był na twoim miejscu, czy cokolwiek powstrzymałoby cię, by mu pomóc? - spytała. - Nie wiem. - Wiesz doskonale. Trzy lata temu w Razorbacku dołączyłeś do niego i Danny'ego podczas bójki. - Co z perspektywy czasu było nieodpowiedzialne. Poza tym, nie walczyliśmy z tłumem, tylko z Klapsem Watkinsem. Na wspomnienie tego nazwiska Sayre poczuła gęsią skórkę na przedramionach. Potarła je dłońmi. - Przepraszam - powiedział Beck. - Nie powinienem ci o nim przypominać. - Nie szkodzi. - Pewnie go nie złapali, gdy spałem? - Nic o tym nie wiem. - Zauważyła, jak gładko zmienił temat, żeby nie rozmawiać więcej o Chrisie. Przystała na to. - Policja ma obecnie pełne ręce roboty z zamieszkami przed fabryką. - Skontaktowałaś się z Nielsonem? - Rozmawiałam z jego recepcjonistką. Podziękowała mi za telefon. Słyszeli, co ci się przytrafiło dziś rano. Powiedziała, że bardzo im przykro z tego powodu i że to nie w stylu Nielsena. Pytała, jak sobie radzisz. - Może ten facet użali się nade mną i wreszcie się ze mną spotka. - Może, ale... - Aha. Jest jakieś „ale". Sayre wzięła czekoladkę. - Nielson to kwestia dyskusyjna, Beck. Niepewna, jak odbierze wiadomości, przekazała mu je najdelikatniej, jak potrafiła: - Dziś rano OSHA zamknęła Hoyle Enterprises - opowiedziała mu to, co usłyszała w wiadomościach i później od Huffa. - Rzecznik prasowy agencji zasugerował, że poza karami, prawdopodobnie rzędu milionów dolarów, Departament Sprawiedliwości chce przeprowadzić swoje własne śledztwo. Firma może zostać postawiona w stan oskarżenia. - Muszę tam jechać. - Beck próbował się podnieść, ale Sayre położyła dłoń na jego ramieniu i przytrzymała go na kanapie. - Huff nie chce, żebyś się tam pojawiał. - Nie chce? - Zadzwoniłam do niego po dzienniku. Był tak wkurzony, że z trudnością można go było zrozumieć. Podkreślił jednak jedną, a właściwie dwie rzeczy. Powiedział, że masz zostać w domu, dopóki wszystko się nie uspokoi. - Dlaczego? Spuściła wzrok, spoglądając na sreberko od czekoladki, które zwijała w kulkę. - Powiedział, że możesz teraz bardziej zaszkodzić niż, pomóc. Że wiesz za dużo i... cytuję, byłoby najlepiej, gdybyś pozostał niedysponowany z powodu niedawnych obrażeń i dlatego niezdolny odpowiedzieć na pytania zadawane ci przez tych wścibskich skurwysynów. Beck zamilkł na długą chwilę, zastanawiając się nad tym, co usłyszał. - Huff ma rację, Sayre - powiedział wreszcie. - Miałbym do wyboru albo obciążyć mojego pracodawcę, albo wykręcić się od odpowiedzi przed federalnymi, zarazem obarczając winą siebie. Nie odpowiedziała, chociaż rozczarowało ją wyznanie Becka. - Co to za druga sprawa, o której Huff mówił z naciskiem? - Huff powiedział, że powinnam się wstydzić za pikietowanie przeciwko własnej rodzinie. Był przekonany, że cieszę się z zamknięcia fabryki. - A cieszysz się? - Beck poczęstował się kolejną czekoladką. - Nie. To dobrze, że Huff został zmuszony do wprowadzenia ulepszeń. To było konieczne, nieważne, czy naciskał go rząd, Nielson i związki zawodowe, czy ja. Obecna sytuacja musi się zmienić. - Uśmiechnęła się smutno. - Szkoda tylko, że nie udało się tego osiągnąć bez ofiar. Jestem odpowiedzialna za atak na Clarka i, pośrednio, również na ciebie. Nie chciałam słuchać twoich ostrzeżeń i obaj przez to ucierpieliście. - Nie jestem pewien, czy poważne zmiany mogą zostać wprowadzone bez uprzedniego konfliktu, Sayre. Postęp zazwyczaj ma swoją cenę. Niekoniecznie chodzi o uszkodzenia fizyczne, ale zawsze jest to jakiś rodzaj konfliktu. - Ale ty ucierpiałeś. Nadal cię boli? Na jego piersi, tuż pod sercem widniał siniak wielkości dłoni, widoczny nawet w panującym półmroku. Sayre wyciągnęła dłoń i dotknęła stłuczenia koniuszkami palców. Chciała jedynie sprawdzić stan obrażenia, ale poczuła, że nie chce stracić kontaktu z ciepłą skórą Becka, w tym miejscu gładką, chociaż reszta klatki piersiowej i brzuch Becka były pokryte jasnobrązowymi włosami. Palce Sayre, ledwie dotykając ciała, powędrowały do podobnego sińca na żebrach, po prawej stronie. Poniżej dostrzegła kolejny, na biodrze, częściowo zasłonięty przez ręcznik owinięty wokół talii. Dotknęła go lekko, a potem powróciła do pierwszego stłuczenia, na lewej piersi. Przesunęła po nim dłonią, przyglądając się swoim palcom. Potem, pod wpływem impulsu pochyliła się i zastąpiła dłoń wargami. Pocałowała siniec kilka razy, delikatnie, niemal niewyczuwalnie. Przekrzywiła głowę i musnęła ustami drugi siniak, a później, przesuwając lekko policzkiem po jego skórze, zjechała w dół i ucałowała siniak na biodrze. Raz. Następnie, odsuwając ręcznik, dotknęła go ustami po raz drugi, lżej niż muśnięcie powietrza. Beck zamruczał. Chwycił jej głowę w dłonie i przyciągnął do siebie. Przyjrzał się jej twarzy, badając każdy szczegół. Zanurzył palce we włosy, unosząc je, a potem pozwalając opaść na miejsce. Wymówił jej imię chrapliwym szeptem. Jedno uderzenie serca później Sayre poczuła jego wargi na swoich ustach. Ostrożnie, żeby nie urazić rozciętego policzka Becka, objęła dłońmi jego twarz i poddała się pocałunkowi. Namiętność była tak wybuchowa i tak dobrze dobrana, że niemal zmuszała do rywalizacji. Zatopili się oboje w pocałunku, a im dłużej smakowali siebie, tym bardziej się pragnęli. Beck podniósł Sayre i posadził okrakiem na kolanach. Przysunął ją, tak że poczuła między nogami jego męskość. Był twardy, zadziwiająco gotowy. Sayre oderwała się od pocałunku i spojrzała na niego zaskoczona. - Mój sen - powiedział bez tchu. - Kochałem się z tobą. Teraz nie śnię. - To może boleć. - Już boli - mówiąc to, przyciągnął ją do siebie i pocałował jeszcze mocniej i głębiej, choć wydawało się to prawie niemożliwe. Rozłączyli się jedynie po to, by Beck ściągnął jej bluzkę przez głowę. Sięgając za plecy, rozpiął stanik i zdjął go, a potem przytulił głowę do jej piersi, żeby odzyskać oddech. Sayre otoczyła jego głowę ramionami i przytuliła policzek do włosów, wciąż wilgotnych po kąpieli. Odurzył ją zapach skóry i mydła, którego użył, oraz posmak ... [Read more...]

- A może po prostu wyjdź i zostaw mnie w spokoju?

- zaproponowała. - To by natychmiast rozwiązało wszelkie problemy. - Nie, to by nie rozwiązało niczego... - odparł z głę¬bokim namysłem, wpatrując się w jej twarz. Spuściła wzrok. Bezpieczniej będzie nie patrzeć na niego. Nie z tak bliska. Wbiła spojrzenie w kołnierzyk jego koszuli. Kołnierzyk był rozpięty, widać było opaloną skórę... ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 perfumy.radom.pl

WordPress Theme by ThemeTaste