wiele musiało cię to kosztować. - Uśmiechnęła się. - Łowcy
sensacji na pewno połamali sobie na tobie zęby. - Być może. Jednak nie jestem ideałem. Kiedyś tak o sobie myślałem, nim... Kiedyś. Byłem dumny z siebie. Teraz inaczej na to patrzę. Na przykład... - Popatrzył na idących przed nimi chłopców. Licytowali się, który z nich ma bardziej ubłocone kalosze. - Po śmierci Lucrezii nie byłem dla nich dobrym ojcem, choć powinienem. Myślałem. że robię dobrze, planując każdą spędzaną z nimi chwilę, zabierając ich to tu, to tam. To było bez sensu - powiedział z przekonaniem. - Teraz to widzę. Federico zatrzymał się. Pia też przystanęła. - Nie docierało do mnie, że moi synowie są normalnymi chłopcami, potrzebują zabawy i nieskrępowanej wolności. I nie powinni spędzać czasu z nianią, tylko z własnym ojcem. - No cóż, teraz to wiesz - rzuciła lekko Pia. - Będziesz się z nimi bawić, nawet gdy już znajdziesz dla nich nianię. - Oby tylko była to właściwa osoba, pomyślała. Taka, która będzie bawić się z nimi w chowanego, pokazywać magiczne sztuczki, budować namiot z koców... Odepchnęła od siebie te myśli. - Po dzisiejszym dniu oni też już to wiedzą. R S Ku jej zaskoczeniu, ujął ją za rękę. Mimo chłodu i wilgoci, jego dłoń była cudownie ciepła. - Zrozumiałem to tylko dzięki tobie. Dziękuję. - Nie ma za co - odparła, a jej głos zabrzmiał bardziej miękko, niż zamierzała. Doświadczyła tego na własnej skórze. Przez całe dzieciństwo czuła się zaniedbywana przez matkę. Wiedziała, jak bardzo dzieci potrzebują miłości. I czasu. Federico nie ma go zbyt wiele, na pewno za mało, ale swoich synów kocha całym sercem. Jest dobrym ojcem, bardzo się stara. Federico nie puszczał jej dłoni. Gdyby mogła coś dla nich zrobić, wynagrodzić im cierpienie. Być mamą dla Paola, dać mu pewność, że nie musi udawać topielca, by zwrócić na siebie uwagę. By miał poczucie, że jest dla niej ważny. - To wielka rzecz. - Uścisnął jej dłoń, puścił ją i ruszył do przodu. - Pia, będziesz wspaniałą żoną i matką. Mam nadzieję, że twój przyszły mąż i twoje dzieci będą umieli to docenić. Uśmiechnęła się z przymusem. Federico już tego nie widział. Złapał synków pod pachy i niósł zaśmiewających się chłopców do pałacu. Patrzyła na nich i serce jej zamierało. Oto ile są warte jej rojenia. Nigdy nie będzie matką. Nie dla nich, choć Paolo tak prosił. Słowa Federica nie pozostawiały złudzeń. Dobrze się zaasekurował, żeby przypadkiem nie robiła sobie jakichś planów. Chyba straciła rozum, wyobrażając sobie coś więcej, pozwalając sobie na marzenia. Co z tego, że się całowali, skoro jasno powiedział, że to dla niego za wcześnie. I choć nie mo R S gła się z tym pogodzić, musiała przyjąć jego słowa. Najwyraźniej