deski.
- Lucienie! Wypuść mnie stąd! - Nie! - odkrzyknął. - I nie zrób sobie krzywdy. Wspiął się po schodach, zaryglował również kuchenne drzwi i przykazał Thompkinsonowi, żeby dyskretnie kręcił się w pobliżu. Obmyślając plan, sądził, że Alexandra ustąpi, gdy zrozumie, ile zadał sobie trudu, by ją nakłonić do małżeństwa. Teraz jednak będzie musiał dotrzymać obietnicy. Pozostaje mu tylko mieć nadzieję, że zwycięży w niej rozsądek i poczucie humoru. Zatrzymał się w drodze do apartamentu. Tak, przyjdzie mu wiele odpokutować. Przed poznaniem panny Gallant nie zastanawiał się nad konsekwencjami swoich uczynków. Stanął pod portretem kuzyna i zdjął czarną wstążkę. Tego dnia narodził się nowy, lepszy Lucien Balfour, obrońca słabych i niewinnych, człowiek stateczny i szlachetny oraz, co byłoby największym z cudów, małżonek Alexandry Gallant. - No, Jamie, życz mi szczęścia - powiedział, wyrównując obraz na ścianie. - To śmieszne - mruknęła Alexandra, opadając na łóżko. Godzina bębnienia w drzwi i krzyków tylko ją zmęczyła. Co gorsza, dopalały się świece. Dawny Lucien Balfour nie zostawiłby jej samej w ciemnej piwnicy, ale tego ranka najwyraźniej oszalał. Zabrał nawet wino ze stojaków, więc chyba planował zmóc ją pragnieniem lub głodem. Nagle usłyszała ciche pukanie. Zerwała się, podbiegła do drzwi i znowu zaczęła w nie łomotać. - Pomocy! - Przepraszam, panno Gallant, to ja, Thompkinson. Hrabia kazał spytać, czy pani czegoś nie potrzebuje. - Muszę się stąd wydostać! - Niestety, proszę pani. Westchnęła z rezygnacją. - Dobrze. Potrzebuję więcej świec, lusterko, żebym mogła uczesać włosy, coś do jedzenia i picia. I jeszcze jakąś robótkę. - Zaraz wszystko przyniosę. Niedługo później zjawili się dwaj lokaje taszczący jej toaletkę, trzeci niósł tacę z bardzo apetycznie wyglądającym śniadaniem. - Prosiłam o małe lusterko - powiedziała, z niedowierzaniem spoglądając na procesję. Najwyraźniej w jej porwanie była zamieszana połowa służby. - Hrabia uznał, że będzie pani wolała duże. Skinęła głową i wzięła Szekspira na ręce. - Możecie ją ustawić bliżej schodów? - zapytała. Gdy posłusznie dźwignęli mebel, rzuciła się do otwartych drzwi i popędziła przez mroczne korytarze do głównej piwnicy win. - Panno Gallant, proszę zaczekać! - Thompkinson, ona ucieka! Tłumiąc chichot, obiegła ostatni stojak przed schodami i... wpadła na wysoką postać. Zatoczyła się do tyłu. - Do licha! - krzyknęła. Lucien chwycił ją za ramię i przytrzymał. - Nie tak szybko, moja uciekinierko. Spiorunowała go wzrokiem. - Puść mnie. - Mam nadzieję, że nie zrobiłaś krzywdy Szekspirowi. Głos i wyraz jego twarzy pozostały surowe, ale w oczach wyraźnie dostrzegła błysk rozbawienia, co wcale nie poprawiło jej humoru. - Gdyby coś mu się stało, byłaby to twoja wina. - Wracaj do środka. - Nie.