ruchem.
Świadoma upływającego czasu, wzięła szybki prysznic, ubrała się i zeszła na dół. Kiedy znalazła się w kuchni, odkryła, że Richard już wyszedł. Nie zostawił jej nawet kartki. Łzy zaczęły jej kapać wprost na ekspres do kawy. To był znaczący gest. Nagle poczuła się samotna. Deszcz ją niepokoił, a groźne odgłosy grzmotów wręcz paraliżowały. Zdecydowała, że wypije kawę dopiero w ,,Uncommon Bean’’. Narzuciła płaszcz przeciwdeszczowy, złapała torebkę i wybiegła na dwór. Parę minut później zatrzymała samochód za kawiarnią. Lało jak z cebra. Nie wysiadała, mając nadzieję, że deszcz za chwilę osłabnie. Wycieraczki pracowały niestrudzenie, ale mimo to i tak prawie nie widziała tylnych drzwi ,,Uncommon Bean’’, chociaż niemal w nich zaparkowała. Deszcz nagle stał się mniej intensywny. Sięgnęła po klucze i wyskoczyła z samochodu. Wpadła wprost do kałuży i poczuła, że jeden z pantofli ma zupełnie przemoczony. Z przekleństwem na ustach podbiegła do wejścia. Kiedy próbowała włożyć klucz do zamka, drzwi same się otworzyły. Zastygła w progu. Nie dosyć, że kawiarnia stała otwarta całą noc, to jeszcze drzwi były lekko uchylone. Kate skrzywiła się, usiłując sobie przypomnieć, kto miał je wczoraj zamknąć. Tess, uzmysłowiła sobie. Dziewczyna wcale nie była z tego zadowolona i usiłowała nawet namówić Kapelusznika, żeby zrobił to za nią. Kate pokręciła z dezaprobatą głową. Tess zaniedbała swoje obowiązki tylko dlatego, że wybierała się na randkę. A gdyby ktoś chciał się tutaj włamać? Lub deszcz zalał korytarz i dostał się do pomieszczenia z żywnością? Kate zamknęła za sobą drzwi. Będzie musiała porozmawiać z Tess. Nie może przecież tolerować takich zaniedbań. Od razu też zajrzała do składziku i natychmiast zatkała sobie nos. Co to za okropny zapach? Jakby ktoś zostawił na słońcu śmieci albo wybiło szambo... Kiedy ruszyła dalej, smród się jeszcze nasilił. Zajrzała do łazienek i do swego biura, ale nie odkryła nic podejrzanego. Nacisnęła więc klamkę drzwi prowadzących do części kawiarnianej. Stanęła w progu i aż jęknęła, widząc kolorowe szczątki swoich witraży walające się po podłodze. Ktoś potłukł je w drobny mak. Ruszyła w stronę pierwszego z brzegu okna, ale potknęła się i omal nie upadła. Spojrzała pod nogi. Głośny, wibrujący okrzyk wydobył jej się z gardła. Tess leżała bezwładnie za kontuarem, z jedną ręką wyciągniętą tak, że zagradzała przejście. Głowę miała wykręconą w nienaturalny sposób, a na jej twarzy malowało się bezbrzeżne zdumienie. I strach. Kate przycisnęła dłoń do ust, żeby nie zwymiotować. Z zaplecza dobiegły jakieś odgłosy. Odwróciła się z krzykiem. Na progu stanął Blake. Bogu dzięki! Szlochając, rzuciła mu się wprost w ramiona. Przyjechała policja, koroner i ekipa dochodzeniowa. Przesłuchali najpierw Kate i Blake’a, a potem innych pracowników ,,UncommonBean’’. A na końcu stałych bywalców. Od razu wykluczyli napad rabunkowy, gdyż nie zginęło nic poza notesem Kate. Policja ustaliła też, że ktoś jednym uderzeniem złamał kark ofiary. Tess umarła natychmiast. Prawdopodobnie morderca zaszedł ją od tyłu, sądząc z ułożenia ciała. Być może nawet go nie widziała. Przynajmniej nie cierpiała, pomyślała Kate, próbując jakoś się pocieszyć.