ze sobą, ale jednak udało im się wylądować na łóżku. Materac zamortyzował
upadek. Poduszki podskoczyły. Rainie roześmiała się zadyszana. Twarz Quincy'ego znalazła się nagle między jej odsłoniętymi piersiami. Najpierw pocałował jedną z nich, po chwili drugą. Potem trafił na brodawkę. Nie zamierzała go odpychać. Przeciwnie, przyciągnęła go mocniej do siebie. - Gimnastyka - mówiła cicho. - W tej chwili. Gimnastyka, ćwiczenia podstawowe, równoważnia... Quincy... Jej westchnienie podnieciło go do końca. Pragnął dotyku jej skóry na swojej, kolejnych spokojnych jęków. Tylko bez pośpiechu, powoli. Chyba 207 by umarł, gdyby w tej chwili nie zdjął koszuli. Potem ściągnął z niej bluzkę i odsunął biustonosz. Nie wiadomo kiedy, ale znalazł się na spodzie, a ona na nim. Jej białe piersi przylgnęły do jego potężnej piersi. - Nie myślę już o olimpiadzie - wyszeptała. - Co...?-mruknął. - Właśnie. - Odszukała bliznę na jego lewym ramieniu. Pocałowała ją. Potem niedużą zmarszczkę na ręce. Kolejną ponad obojczykiem. - Kto to zrobił? - Jim Beckett. - Zabiłeś go? - Zrobiła to jego była żona. - Już ją lubię. - Jej głowa przesuwała się w dół. Krótkimi pocałunkami obsypała jego klatkę piersiową, po czym przesunęła się na brzuch. Wtedy westchnął głęboko. Jej włosy łaskotały go, ale przyjemnie. Boże! Chyba chciała go wykończyć! - Quincy, ja nie chcę być jak moja matka - wyznała uroczyście. - Nie jesteś taka jak ona. - Noc po nocy. Facet za facetem. - Jeśli jutro wieczorem będzie jakiś nowy facet, zastrzelę go. - Niech będzie. - Rainie? Przyłożyła palec do jego ust. - Nie mów tego - mruknęła. - Zostaw coś na potem. Zsunęła mu spodnie. Pomogła mu pozbyć się slipek. Wtedy to ona znalazła się na dole, a on ponad nią. Rozsunęła nogi. Uniosła biodra. Nie mógł oderwać oczu od jej twarzy. Wyczytał z niej nieśmiałą nadzieję i coś jakby grymas postanowienia. - Rainie - szepnął. - Dobrze jest cieszyć się życiem. - Nie wiem, jak to się robi. - Ja też nie wiem. Będziemy się uczyć razem. Objęła go nogami. Zacisnął zęby i powoli opadł w dół. Starał się być delikatny, ale nagle jego ciało zesztywniało. Jej ciałem wstrząsnął spazm. Quincy pragnął, żeby doznania Rainie były dobre, przyjemne. Oddychaj głęboko. Nie śpiesz się. Ale w chwilę później wyraz jej twarzy gwałtownie się zmienił. Jej ciało zmiękło, przylgnęło do niego. Przesunęła się pod nim. Potem znowu i znowu. - Spokojnie... - Proszę...! Teraz! Proszę! Pochylił głowę. Poddał się jej, kiedy mocniej przycisnęła go rękami. Koniec z opanowaniem. Koniec kłębowiska myśli w głowie. Jej krzyk. Jej ciało. Jej ufne spojrzenie. 208 Wykrzyknęła. Zdziwiona. Ekstatyczna. Przez chwilą cieszył się, patrząc na wyraz jej twarzy. Potem dłużej nie wytrzymał. Przyłączył się do niej, zagłębiając się w otchłani zmysłów.