i upadł. Becky obróciła go w rękach i wydała stłumiony okrzyk. Do tylnej ścianki
przymocowano mały skórzany woreczek. Drżącymi palcami rozsupłała rzemyki i zajrzała do środka. Miała rację. Tkwiła tam Róża Indry! Z radości aż zakręciła się w koło. Nagle usłyszała chrapliwy jęk. Zamarła. Dźwięk dochodził z przyległej izby. Coś się w niej poruszyło. Może ranne zwierzę, bo odgłos świadczył o bólu. Czyżby dziki kot? Kolejny jęk nie przypominał jednak miauknięcia kota. Może jakiś stary włóczęga, uciekinier z domu pracy przymusowej, poszukał tu sobie schronienia? Zebrała się na odwagę i podeszła bliżej. - Kto tam? - spytała półgłosem. Uchyliła drzwi i poczuła odór stęchłego moczu i krwi. Coś zaszurało w kącie. - Kto... tam... jest? - Aidez - moi! - szepnął ktoś. Nogi się pod nią ugięły, gdy w kącie zaczęła z trudem dźwigać się na nogi jakaś postać. Becky ujrzała przed sobą bosego mężczyznę w podartych spodniach i luźnej białej koszuli z koronkami przy mankietach, pełnej plam. Taką koszulę mógł nosić tylko ktoś pochodzący z wyższych sfer. Nieznajomy miał skołtunione czarne włosy, był wysoki i muskularny, ale wychudzony, zarośnięty i z zapadniętą twarzą. Z przerażeniem spojrzał najpierw ku oknu, potem na nią, a wreszcie wykrztusił błagalnie: - Aidez - moi, s'il vous plait, mademoiselle*. Cofnęła się ku drzwiom. - Jest pan Francuzem? - Non, non!Je suis Russe**. - Nazywa się pan Roose? - Non! Je suis de Russie!*** - Och! - teraz zrozumiała. - Jest pan Rosjaninem? Zaczął jej coś gwałtownie tłumaczyć, lecz nie pojmowała ani słowa. Wreszcie zamilkł, a potem osunął się z jękiem na kolana. Nie musiała znać żadnego języka, żeby zrozumieć, że prosi ją o pomoc. Dopiero teraz dostrzegła, że mężczyzna ma ręce i nogi skute kajdanami. Z przerażeniem zdała sobie sprawę, że poznała tajemnicę Michaiła. To dlatego jej kuzyn tak długo bawił w Yorkshire! Nie miała pojęcia, dlaczego uwięził tego człowieka w domku odźwiernego, ale nie dbała o nic. Rozejrzała się błyskawicznie po izbie. Klucz do kajdan wisiał przy drzwiach. Ręce się jej trzęsły, gdy go rozkuwała. Gdy tylko to zrobiła, natychmiast zgasił jej świecę. Becky cofnęła się raptownie. Nieznajomy schwycił ją jednak za łokieć i wskazał ku drzwiom, mówiąc znów coś, czego nie rozumiała. Domyśliła się, że nakazuje jej ciszę. Usłyszała w oddali męskie głosy. Kozacy! Instynktownie odgadła, że Rosjanin pyta, gdzie mogliby się ukryć. Musieli uciekać. Złapała go za rękaw i pociągnęła za sobą. Głosy Kozaków słychać było coraz bliżej. Rozejrzała się wokoło. Mogła co prawda ukryć nieznajomego w sekretnym przejściu, gdy jednak próbowała ruszyć ku domowi, obcy pokręcił głową. Wciągnęła go więc pomiędzy drzewa. Osłabły i bosy Rosjanin zaraz potknął się o korzenie. Kozacy wiedzieli już widocznie, że domek odźwiernego opustoszał, bo słyszała coraz głośniejsze nawoływania. Wraz z Rosjaninem biegła najszybciej, jak mogła, przez kolczaste zarośla. Gdy dotarli do wrzosowiska, przyspieszyli. Nie na długo, bo Rosjanin opadał z sił. - Niech pan jeszcze trochę wytrzyma! Proszę! Znam okolice jak własną kieszeń! Zdawał się rozumieć, o co chodzi, ale na pozbawionych drzew wrzosowiskach Kozacy **Aidez - moi, s'il mus plait, mademoiselle (franc.) - Proszę mi pomóc, panienko. ***Nom, non! Je suis Russe (franc.) - Nie, nie, jestem Rosjaninem. ****Non! Je suis de Russie! (franc.) - Nie, jestem z Rosji. ujrzeli ich bez trudu. Becky krzyknęła, gdy kule zaczęły świstać wokół nich. Kozacy wezwali widocznie Michaiła, bo wkrótce usłyszała, jak wykrzykiwał po rosyjsku rozkazy, a wreszcie dobiegł ją jego wściekły krzyk: - Rebecca! Wracaj! Rosjanin wydał nagle zduszony jęk i padł na ziemię. Kula trafiła go w plecy. Becky osunęła się na kolana obok niego. Zdołał jeszcze unieść głowę, ale wiedziała, że więzień - dopiero co odzyskawszy wolność - umiera. Ostatkiem sił zdarł mały metalowy medalik z szyi i wcisnął jej w dłoń, a potem znieruchomiał. Becky ze szlochem dźwignęła się na nogi. W blasku księżyca dostrzegła, że Michaił gestem nakazuje Kozakom