...
powodu. Czym jest karma dla małego chłopca? Czym jest boska mądrość Boga? Czym jest nieodpowiedzialność przeznaczenia? Dlaczego moja matka umarła? Bo umarła. Ojciec na swój sposób udzielał mi cennej lekcji. Rainie się nie odezwała. - Mandy nie zasłużyła na śmierć - powiedział Quincy. - Bethie nie zasłużyła na śmierć i mój ojciec na nią nie zasłużył. To nie był przypadek. To dzieło jednego człowieka! - Znajdziemy go. - Zabiję go, Rainie! Przez cztery lata uczyłem się psychologii, żeby potem leczyć. Teraz mam to gdzieś. Znajdę go i zabiję! Jaki się przez to stałem? Rainie zawahała się, lecz w końcu powiedziała: - Mściwy. Przytaknął akurat w chwili, kiedy silniki zagrały głośniej. Samolot był gotowy do startu. - Mogę z tym żyć. Plan B 25 Bakersville, Oregon Szeryf Luke Hayes stał oparty o swój radiowóz zaparkowany przed restauracją U Marty. Przy wzroście sto siedemdziesiąt pięć centymetrów, postawie pięściarza wagi piórkowej i łysiejącej głowie właściwie nie wzbudzał natychmiastowego strachu w sercu podejrzanego. Ale to nie stanowiło żadnego problemu. Po pierwsze, cios miał potężniejszy niż większość drwali. A po drugie, poruszał się trzy razy szybciej niż oni. Pogłoski zazwyczaj rozchodzą się bardzo szybko. Widzisz tego łysego faceta? Nie wchodź mu w drogę, bo skopie ci dupę. Nikt nie chciałby oberwać w czasie burdy w barze, a tym bardziej zostać publicznie upokorzonym przez człowieka o połowę mniejszego i na dodatek łysego. Zdecydowanie najlepszą cechą Luke'a były jego oczy. Przykuwające spojrzenie jego dziecięcych niebieskich oczu uspokajało rozwścieczone żony, wymachujących bronią pijaków i wrzeszczące dzieciaki. Pewien podejrzany oskarżył go nawet o rzucanie uroku spojrzeniem. Luke nie uważał, że posiada jakiś magiczny dar. Był po prostu wyjątkowo spokojnym człowiekiem o zrównoważonym temperamencie. Zadziwiające, jak wielu kobietom się to podoba. Luke zamknął oczy, bo słońce ostro świeciło. Uniósł lekko twarz, jakby szukał ochłody w podmuchu lekkiej bryzy. Niestety, powietrze stało w miejscu. Luke westchnął ciężko. Opuścił głowę, otworzył oczy i ujrzał przed sobą Rainie. - Kolejny pracowity dzień w Bakersville - powiedziała oschle. - Około szóstej będzie bójka. A może nawet dwie, jeśli upał nie zelżeje. 169 - Może powinieneś zrezygnować z pracy w policji i zająć się sprzedażą klimatyzatorów? - To całkiem niezły pomysł. Zacząłbym od sprezentowania sobie jednego takiego urządzenia. Witaj, Rainie. Miło znów cię widzieć. Wyciągnął rękę. Uścisnęła ją i przez chwilę nie puszczała. Luke pomyślał, że Rainie wygląda na zmęczoną. Miała zapadnięte policzki, jak zawsze wtedy, gdy za dużo pracowała. W pewien uderzający sposób była jednak piękną kobietą. Wydatne kości policzkowe, pełne wargi, łagodne szare oczy. Teraz była znacznie szczuplejsza. I ścięła piękne miedziane włosy, jakby nie wiedziała, że marzyła o nich większość mężczyzn w Bakersville. O tym, jakie są w dotyku. Jak wyglądaj ą rozsypane na poduszce... Marzenia ściętej głowy. Ale przyjemne, zwłaszcza w czasie szarych zim w stanie Oregon.